Nati-chan: Ayame przynieś jeszcze jedną !
Ayame: Pani nie za dużo ?Na prawdę zaczął się martwic*
Nati-chan: Liczysz mi ?! Ty serca nie masz ?!*Pada twarzą na biurko*
Ayame: Ale nikt nie ma do pani żalu za brak nowego opowiadania
Nati-chan: Za cholernie długi brak notki !*Przerzuciła się na frugo*
Ciel: *Stara się otrząsnąć po tym jak prawie został zaatakowany nożem*
Nati-chan: Zasłużyłeś wredny bachorze*Chlip*
*Obok przeszedł Envy z Fullmetal Alchemist*
Nati-chan:*Nad jej głowa zapaliła się żarówka* Mam !*Znów czyta komentarz* Envy i Edward !
Envy:*Odwraca się gwałtownie* Pogrzało cię ?!
Nati-chan: Milcz !*Piszę już tytuł*
Envy: Ja z tym knypkiem ?!*Wskazuje na Ed'a*
Ed: Kogo nazywasz knypkiem !!!!!!!!!!???????
Nati-chan: *Paczy na nich wielkimi oczami kota ze Shreka*
*Spojrzeli po sobie i westchnęli równo*
Envy i Ed: Niech ci będzie
*Uściskała ich obu i zaczęła pisać*
Envy:*Mruczy pod nosem* Podłożę ci kolejna bombę zobaczysz
Nati-chan: *Podrywa się* TO TY TO ZROBIŁEŚ !!!!!!!!!!!!!!!
Envy: Ups....*Zaczął zwiewać aż się za nim kurzyło*
*Pobiegła za nim krzycząc niecenzuralne słowa*
~~~~
-Ludzie są tacy żałośni.- Homunkulus po raz któryś z ogromną siłą rzucił jednym z żołnierzy o kamienną ścianę.
Gdy ciało mężczyzny zderzyło się z nią, zostawiło w niej sporej wielkości dziurę. Envy odgarnął sobie z twarzy kosmyki włosów i z dumą wymalowaną na twarzy rozejrzał się po swoim otoczeniu. Wszędzie leżały martwe ciała poległych żołnierzy, za to krew pokrywała ściany a nawet sufit skąd skapywała na podłogę, tworząc gdzie nie gdzie szkarłatne kałuże. Po dłuższej chwili po pomieszczeniu rozległ się chichot, z początku cichy, lecz z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. W końcu Envy wybuchł psychopatycznym śmiechem.
-Bezużyteczne śmiecie !-Wykrzykiwał pomiędzy atakami śmiechu.- Nadajecie się tylko do zabawy, ale nawet w tedy szybko się psujecie !
-Jedynym śmieciem jesteś ty i twoja chora "rodzina" !- Zazdrość gwałtownie przestał się śmiać i powoli odwrócił głowę .
Za jego plecami stał nie kto inny jak Roy Mustang. Furia to za małe słowo by opisać co teraz czuł, spojrzał na wszystkich swoich martwych podwładnych, by po chwili znów przenieś wzrok na zielonowłosego. Ten zagwizdał cicho i odwrócił się przodem w jego stronę.
-Pan Mustang we własnej osobie. Co ? Znudziło się grzanie tyłka przy biurku ?- Zmierzył go z bezczelnym uśmiechem na ustach.
Mustang zacisnął lewą dłoń w pięść, a prawą ukradkiem odział w białą rękawiczkę z ornamentem płomiennego alchemika. Niczego nieświadomy Envy uśmiechnął się do niego kpiąco, brak skupienia był jego błędem. Roy pstryknął palcami przez co ciało Homunkulusa zaczęło płonąć, a z jego ust wydobył się przerażający krzyk bólu. Udało mu się jednak uskoczyć za jeden z większych głazów i wyminąć tym samym kolejny ognisty pocisk.
Rany oparzeniowe na jego ciele zasklepiły się szybko, dzięki czemu był już zdolny do walki. Zaszedł alchemika od tyłu i powalił go na ziemię.
-Tchórz ! Atakujesz od tyłu !- Roy trzymał dłoń Envy'ego która zaciskała się mocno na jego szyi.
-Ha ! Nie jestem tchórzem tylko miałem okazję, i wykorzystałem ją.
Homunkulus zmienił swą postać na ogromnego zielonego jaszczuro-podobną kreaturę, dzięki czemu mógł spokojnie unieruchomić Mustanga przednią łapą.
-To że jesteś większy.- Sapał z powodu braku powietrza.- Nie znaczy że masz większe szansę !
Już miał wykonać, atak dzięki któremu oczy zazdrości spłonęłyby lecz ktoś mu przerwał.
-Dość !
Oboje odwrócili się w stronę wrót. Stał w nich zdyszany Edward, jego czerwony płaszcz był cały poszarpany i brudny, za to jego metalowa proteza mocno uszkodzona.
-Nie wtrącaj się stalowy ! To moja walka !- Roy znów spojrzał na Jaszczura.
Erlic nadal dysząc złapał się za prawe ramię, i skrzywił się nieznacznie choć bolało o wiele bardziej. Gdy uspokoił oddech przybrał poważną pozę i spojrzał na Envy'ego ze szczerym współczuciem w oczach.
-No i czego się gapisz dzieciaku ?!- Krzyknął poirytowany.
-Teraz rozumiem.- Powiedział nadzwyczaj spokojnie.
-Niby co knypie ?!
-Twój grzech.-Podszedł bliżej.- Twój grzech to zazdrość. Ty...zazdrościsz nam ludziom .
Envy zaniemówił, po prosty zastygł w bezruchu wpatrując się w blondyna. Przybrał na powrót swą ludzką postać, nadal nie odrywając wzroku od chłopaka. Ten spojrzał na Mustanga.
-Pułkowniku, proszę odjeść, ja się nim zajmę.- Roy widząc minę stalowego i słysząc jego ton głosu bez słowa opuścił pole walki.
Zazdrość otrząsną się z szoku.
-Ja ? Zazdrościć wam ?- Zaśmiał się sztucznie by zatuszować łzy cisnące mu się do oczu.- Ja Envy ? Niby czego ?! We wszystkim jesteście od nas gorsi ! We wszystkim was...
-Miłość.- Przerwał mu.- Miłość, przyjaźń, troska o innych. To są rzeczy których ty nigdy nie miałeś. To są rzeczy o które jesteś zazdrosny. To jest sens twojego grzechu.
Homunkulus otworzył szeroko oczy, z których wyciekły pierwsze łzy.
-Ty...ty...- Jego ramiona się zatrzęsły, a głos zadrżał.- Jak ?- Załkał żałośnie.- JAK ?! Jak taki durny ludzki knypek jak ty to zrozumiał ?! Jak zdołałeś zrozumieć to czego inni nie mogli przez całe moje życie ?!-Padł na kolana.
Ed spokojnym krokiem podszedł do niego, i przyklęk tuż przy nim.
-Już dobrze.-Zdrową dłonią pogładził go po włosach.- już po wszystkim.
Envy nie miał już sił, by zakładać swoją codzienna maskę obłąkańca. Nie miał sił kłamać, po prostu płakał.
-Jestem żałosny.- Zacisnął dłonie w pięści.
-Nie prawda.- Uniósł delikatnie jego twarz, zmuszając tym samym by na niego spojrzał.- Łzy to rzecz ludzka .
Homunkulus przełknął głośno ślinę.
-Ja...chcę być człowiekiem, chcę zaznać tych wszystkich rzeczy których nigdy nie miałem.
Edward spojrzał w jego załzawione oczy, i nie mogąc się już dłużej powstrzymać pocałował go czulę. Zawarł w tym pocałunku wszystkie swoje uczucia do Homunkulusa.
Envy z początku chciał odepchnąć Erlic'ka i w tym celu położył dłoń na jego klatce piersiowej, lecz zamiast odsunąć go od siebie zacisnął kurczowo palce na jego koszulce. Sam nie wiedział czemu to zrobił, ciepło jakby uwalniające się z jego rdzenia przyprawiało go o dreszcze, oddał się chwili.
Niestety musieli przerwać czując że zaczyna brakować im powietrza.
-To właśnie jest miłość.- Wyszeptał Ed patrząc ciepło na Envy'ego.
Homunkulus przywarł do niego całym ciałem, a Edward z uśmiechem objął go w talii.
-Powiedz to.- Wyszeptał błagalnie.
-Kocham cię Envy.
Łzy ponownie spłynęły po jego polikach, tym razem były to łzy szczęścia. Odsunął się od Edwarda, i starł je wierzchem dłoni.
-Nie mam pojęcia czym jest miłość, ale jeśli to to dziwne mrowienie i dreszcze to...-Mimo że chciał to powiedzieć słowa jakby nie przechodziły mu przez gardło. Stalowy widząc jak się męczy zmierzwił mu włosy.
-Rozumiem.-Uśmiechnął się szeroko.
-Normalnie wyrwałbym ci wnętrzności za tykanie moich włosów.
Ed gwałtownie zabrał dłoń. Chwile milczeli, by po kilku sekundach wybuchnąć gwałtownym śmiechem.
Gdy ciało mężczyzny zderzyło się z nią, zostawiło w niej sporej wielkości dziurę. Envy odgarnął sobie z twarzy kosmyki włosów i z dumą wymalowaną na twarzy rozejrzał się po swoim otoczeniu. Wszędzie leżały martwe ciała poległych żołnierzy, za to krew pokrywała ściany a nawet sufit skąd skapywała na podłogę, tworząc gdzie nie gdzie szkarłatne kałuże. Po dłuższej chwili po pomieszczeniu rozległ się chichot, z początku cichy, lecz z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. W końcu Envy wybuchł psychopatycznym śmiechem.
-Bezużyteczne śmiecie !-Wykrzykiwał pomiędzy atakami śmiechu.- Nadajecie się tylko do zabawy, ale nawet w tedy szybko się psujecie !
-Jedynym śmieciem jesteś ty i twoja chora "rodzina" !- Zazdrość gwałtownie przestał się śmiać i powoli odwrócił głowę .
Za jego plecami stał nie kto inny jak Roy Mustang. Furia to za małe słowo by opisać co teraz czuł, spojrzał na wszystkich swoich martwych podwładnych, by po chwili znów przenieś wzrok na zielonowłosego. Ten zagwizdał cicho i odwrócił się przodem w jego stronę.
-Pan Mustang we własnej osobie. Co ? Znudziło się grzanie tyłka przy biurku ?- Zmierzył go z bezczelnym uśmiechem na ustach.
Mustang zacisnął lewą dłoń w pięść, a prawą ukradkiem odział w białą rękawiczkę z ornamentem płomiennego alchemika. Niczego nieświadomy Envy uśmiechnął się do niego kpiąco, brak skupienia był jego błędem. Roy pstryknął palcami przez co ciało Homunkulusa zaczęło płonąć, a z jego ust wydobył się przerażający krzyk bólu. Udało mu się jednak uskoczyć za jeden z większych głazów i wyminąć tym samym kolejny ognisty pocisk.
Rany oparzeniowe na jego ciele zasklepiły się szybko, dzięki czemu był już zdolny do walki. Zaszedł alchemika od tyłu i powalił go na ziemię.
-Tchórz ! Atakujesz od tyłu !- Roy trzymał dłoń Envy'ego która zaciskała się mocno na jego szyi.
-Ha ! Nie jestem tchórzem tylko miałem okazję, i wykorzystałem ją.
Homunkulus zmienił swą postać na ogromnego zielonego jaszczuro-podobną kreaturę, dzięki czemu mógł spokojnie unieruchomić Mustanga przednią łapą.
-To że jesteś większy.- Sapał z powodu braku powietrza.- Nie znaczy że masz większe szansę !
Już miał wykonać, atak dzięki któremu oczy zazdrości spłonęłyby lecz ktoś mu przerwał.
-Dość !
Oboje odwrócili się w stronę wrót. Stał w nich zdyszany Edward, jego czerwony płaszcz był cały poszarpany i brudny, za to jego metalowa proteza mocno uszkodzona.
-Nie wtrącaj się stalowy ! To moja walka !- Roy znów spojrzał na Jaszczura.
Erlic nadal dysząc złapał się za prawe ramię, i skrzywił się nieznacznie choć bolało o wiele bardziej. Gdy uspokoił oddech przybrał poważną pozę i spojrzał na Envy'ego ze szczerym współczuciem w oczach.
-No i czego się gapisz dzieciaku ?!- Krzyknął poirytowany.
-Teraz rozumiem.- Powiedział nadzwyczaj spokojnie.
-Niby co knypie ?!
-Twój grzech.-Podszedł bliżej.- Twój grzech to zazdrość. Ty...zazdrościsz nam ludziom .
Envy zaniemówił, po prosty zastygł w bezruchu wpatrując się w blondyna. Przybrał na powrót swą ludzką postać, nadal nie odrywając wzroku od chłopaka. Ten spojrzał na Mustanga.
-Pułkowniku, proszę odjeść, ja się nim zajmę.- Roy widząc minę stalowego i słysząc jego ton głosu bez słowa opuścił pole walki.
Zazdrość otrząsną się z szoku.
-Ja ? Zazdrościć wam ?- Zaśmiał się sztucznie by zatuszować łzy cisnące mu się do oczu.- Ja Envy ? Niby czego ?! We wszystkim jesteście od nas gorsi ! We wszystkim was...
-Miłość.- Przerwał mu.- Miłość, przyjaźń, troska o innych. To są rzeczy których ty nigdy nie miałeś. To są rzeczy o które jesteś zazdrosny. To jest sens twojego grzechu.
Homunkulus otworzył szeroko oczy, z których wyciekły pierwsze łzy.
-Ty...ty...- Jego ramiona się zatrzęsły, a głos zadrżał.- Jak ?- Załkał żałośnie.- JAK ?! Jak taki durny ludzki knypek jak ty to zrozumiał ?! Jak zdołałeś zrozumieć to czego inni nie mogli przez całe moje życie ?!-Padł na kolana.
Ed spokojnym krokiem podszedł do niego, i przyklęk tuż przy nim.
-Już dobrze.-Zdrową dłonią pogładził go po włosach.- już po wszystkim.
Envy nie miał już sił, by zakładać swoją codzienna maskę obłąkańca. Nie miał sił kłamać, po prostu płakał.
-Jestem żałosny.- Zacisnął dłonie w pięści.
-Nie prawda.- Uniósł delikatnie jego twarz, zmuszając tym samym by na niego spojrzał.- Łzy to rzecz ludzka .
Homunkulus przełknął głośno ślinę.
-Ja...chcę być człowiekiem, chcę zaznać tych wszystkich rzeczy których nigdy nie miałem.
Edward spojrzał w jego załzawione oczy, i nie mogąc się już dłużej powstrzymać pocałował go czulę. Zawarł w tym pocałunku wszystkie swoje uczucia do Homunkulusa.
Envy z początku chciał odepchnąć Erlic'ka i w tym celu położył dłoń na jego klatce piersiowej, lecz zamiast odsunąć go od siebie zacisnął kurczowo palce na jego koszulce. Sam nie wiedział czemu to zrobił, ciepło jakby uwalniające się z jego rdzenia przyprawiało go o dreszcze, oddał się chwili.
Niestety musieli przerwać czując że zaczyna brakować im powietrza.
-To właśnie jest miłość.- Wyszeptał Ed patrząc ciepło na Envy'ego.
Homunkulus przywarł do niego całym ciałem, a Edward z uśmiechem objął go w talii.
-Powiedz to.- Wyszeptał błagalnie.
-Kocham cię Envy.
Łzy ponownie spłynęły po jego polikach, tym razem były to łzy szczęścia. Odsunął się od Edwarda, i starł je wierzchem dłoni.
-Nie mam pojęcia czym jest miłość, ale jeśli to to dziwne mrowienie i dreszcze to...-Mimo że chciał to powiedzieć słowa jakby nie przechodziły mu przez gardło. Stalowy widząc jak się męczy zmierzwił mu włosy.
-Rozumiem.-Uśmiechnął się szeroko.
-Normalnie wyrwałbym ci wnętrzności za tykanie moich włosów.
Ed gwałtownie zabrał dłoń. Chwile milczeli, by po kilku sekundach wybuchnąć gwałtownym śmiechem.
~~~~
Nai:chan: *Facepalm*
Ayame: Co się stało pani ?
*Po długich namowach poszli na kompromis i autorka zaczęła pić tylko frugo*
Nati-chan: Wyszło mi sztucznie, wymuszenie...i w ogóle żałośnie* Otwiera kolejne frugo*
Ayame: Powinna panienka się nie martwić na zapas* Wzdycha* I tak mnie panienka nie posucha prawda ?
Nati-chan:*Kiwnęła głową*
Ayame: Błagam niech ktoś panience przemówi do rozumu !
Ciel:*Czyta notkę* Jakby pisała to sześciolatka, albo małpa za banana.
Nati-chan:*Zalewa łzami biurko*
Ayame: Pomocy....
KONIEC.

Nie słuchaj Ciela XD Mały, wkurzający hrabina.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten paring! XD
Trochę za krótkie ;_;
I troszeczkę pod koniec za szybko potoczyłaś akcję :D
Ale i tak mi się podobało.
Weny :3
Ten paring jest świetny!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich razem~
OdpowiedzUsuńChociaż trochę... w sumie bardzo... krótko ci to wyszło
No i trochę za szybko...
Ale i tak się cieszę, że znalazłam coś z tą parą :D